wtorek, 16 października 2012
Dorównać Bellonowi
sobota, 27 listopada 2010
Relacja z VI WPKS we Wrocławiu

W zeszły weekend odbył się zapowiadany już przeze mnie VI Wrocławski Przegląd Kultury Studenckiej. Wrażenia z niego wciąż plątają się po zakamarkach mojej głowy, od dawna nie zdarzyło mi się brać udziału w zdarzeniu równie magicznym. Tym razem chciałbym odejść w relacji od typowego, sprawozdawczego tonu i skupić się na rzeczach, które wzbudziły we mnie najwięcej emocji.
Istotę VI WPKS ująłbym w trzech aspektach: muzyka, ludzie i talent. Warstwa muzyczna to oczywiście nieustające koncerty zespołów z obszaru kultury studenckiej, warstwa ludzka to rzesze gości i wolontariuszy, mające okazje do spotkania się i wspólnego przebywania. Ostatni z aspektów, talent, to próba wniesienia w mały światek poezji i turystyki powiewu nowości. Być może nie zgodzicie się z tym, co napisałem, ale na mój gust to właśnie te trzy filary dźwigały niczym Atlas atmosferę "Wrocławskiego PKS-u".
A było co dźwigać... Przygotowania do imprezy trwały już od października, armia ochotników poświęcała swoje wieczory na wspólne spotkania, zawiązywały się przyjaźnie i znajomości. Akademicka stołówka powoli odzyskiwała swój utracony przez chude lata blask, aby w piątkowy wieczór przywitać setki gości ze wszystkich zakątków kraju. I stało się! Gdy ze sceny popłynęły pierwsze akordy gitar, publiczność nagle znalazła się w odrealnionej krainie, coraz bardziej chłonąc poezję i muzykę. Po kilku chwilach widzowie stanowili już niemal jedność, zarówno ze sobą, jak i łagodnymi rytmami. Tego dnia wystąpili wykonawcy związani z projektem "W górach jest wszystko co kocham". Zaskoczeniem dla mnie był zespół Bez zobowiązań, który zagrał olśniewająco, zarówno od strony technicznej, jak i magicznej :). Nie zawiódł również Słodki Całus od Buby – zgodnie z przewidywaniami porwał widownię mieszanką rocka i liryki. Co najlepsze, festiwalowy piątek nie skończył się wraz z zejściem ze sceny ostatniego artysty. Przywitał nas gościnny klub Dziekanat, w którym na parterze trwała już alternatywna impreza z Krzysztofem Jurkiewiczem i Mariuszem Kamperem. Od tej chwili sen stał się towarem mocno deficytowym...
Ale zabawa zabawą, a obowiązki obowiązkami. W sobotę rano (tak, nazwijmy to roboczo ranem!) trzeba było jakoś wstać i pomóc zaproszonym zespołom w noszeniu sprzętu. Znalazła się nawet chwila na jedyną w ten weekend wycieczkę do domu (bądź co bądź oddalonego o 20 minut autobusem). O godzinie 15:00 nastąpił długo przeze mnie oczekiwany koncert konkursowy, tak jak wspomniałem – jeden z fundamentów Przeglądu. W tym roku zakwalifikowało się do niego aż 25 wykonawców, jury stanęło przed trudnym zadaniem wyłonienia trójki laureatów. Mnie osobiście do gustu przypadły występy Katarzyny Nowak (ciarki latają mi po plecach na samo wspomnienie o tym głosie), Macieja Czerneckiego (za pewność siebie i obsługę gitary), Barda Duo (za twórczość, do której bardzo przyjemnie się wraca), Michała Wojtusika (za warsztat i ucieczkę od wgórowej konwencji piosenki), Jednym Słowem (za piosenki, które pamięta się dłużej, niż 2 minuty po odsłuchaniu), Dlaczego Nie (za stwierdzenie, że wrocławskie akademiki na Wittiga to drugie ZOO ;)) no i oczywiście Myśli Rozczochranych Wiatrem Zapisanych (laureaci I miejsca i Nagrody Publiczności, za znokautowanie konkurencji). Możecie wynieść mnie z bloga na widłach, ale uważam, że najsłabszy występ zaliczyły Pomysły Znalezione w Trawie (które zdobyły ku mojej dezaprobacie drugie miejsce). To tyle w temacie konkursu.
Dalsza część soboty przyniosła nam dwa koncerty. Centralnym punktem pierwszego z nich był niewątpliwie comeback Romana Romańczuka. Jego występ przypominał mi w pewnym sensie zeszłoroczny koncert Leszka Kopcia (oboje zresztą współtworzyli niegdyś wrocławską Muzyczną Cyganerię). Nie zabrakło jednego z przewodnich utworów VI WPKS-u – "Domu, który moją puentą", do słów i muzyki Paula Simona. Było bardzo poetycko i nastrojowo. Niemałego zamieszania na scenie narobiła niedługo później Grupa Caraboo, która na długie tygodnie zakodowała widzom w głowach piosenkę "Dobranoc" (i tu pojawia się pewna niedogodność pisania relacji – wszelkie muzyczne obsesje i opętania przeżywa się podwójnie!). Druga część koncertów upłynęła pod znakiem radosnych rytmów YesKiezSirumem (tym razem mi się nawet podobali!) no i oczywiście występu rodzimego Domu o Zielonych Progach. Kto by pomyślał, że grubo po północy publiczność zacznie szaleć i grzmieć brawami o kolejne bisy. Ostatnia ze scenicznych głupawek Domu sprawiła, że słowo "ulele" stało się jedną z festiwalowych "legend". Na koniec Michał Łangowski i Wojciech Szymański przedstawili repertuar przygotowany w ramach projektu "Ze Starej Szuflady". Dotyczył głównie kołysanek, ale widzowie nie dali się zwieść i wytrzymali dzielnie aż do ostatnich akordów.
Wydawać by się mogło, że brak piątkowego snu wykluczy załogę stołówki ze wspólnego śpiewogrania, ale nic bardziej mylnego. Bez śladu zmęczenia doczekaliśmy pierwszych promieni słońca, którymi przywitał nas reklamowany szumnie Dzień Życzliwości. Jego obchody nam trochę nie wyszły (zainteresowani wiedzą czemu ;)), ale w ramach łagodzenia obyczajów urządziliśmy sobie świąteczne śniadanie (czytaj: zamówiliśmy pizzę). Czas jakoś szybko zleciał, w wolnych chwilach brzdąkaliśmy sobie na zapleczu zapomniane piosenki. Nakryła nas nawet Grażyna Kulawik, w samym środku któregoś z bukowinowych utworów. Popołudniu rozpoczął się ostatni koncert z udziałem silnie znanych zespołów, przeplatany występami konkursowych laureatów. Zagrały Lubelska Federacja Bardów oraz Wolna Grupa Bukowina, w przededniu 40-lecia twórczości. Występ Bukowiny trochę mnie zawiódł, nikt z jej członków nie zdobył się bowiem na odrobinę oryginalności, prezentując repertuar (a nawet konferansjerkę) sprzed dwóch lat. Miłym akcentem niedzieli stało się niewątpliwie podziękowanie wolontariuszy dla organizatorów – Wojtka Szymańskiego i Eli Korybut, złożone ze sceny w postaci piosenki "W górach jest wszystko co kocham". Po zakończeniu koncertów sprzątnęliśmy w trymiga stołówkę i zagospodarowaliśmy sobie ostatnią z festiwalowych nocy.
Nad ranem przyszedł czas na długi sen i powrót do szarej rzeczywistości. Magia ostatniego weekendu wciąż jednak unosi się w powietrzu i nie pozwala skupić się nad codziennością. Jeśli za rok będzie jeszcze ciekawiej, to ja już zaczynam odliczać dni do kolejnego wrocławskiego listopada!
niedziela, 31 października 2010
VI Wrocławski Przegląd Kultury Studenckiej

19 listopada 2010 r. do stolicy Dolnego Śląska zawita kolejna, szósta już edycja Wrocławskiego Przeglądu Kultury Studenckiej. W ciągu trzech festiwalowych dni wystąpią najważniejsze zespoły sceny poetyckiej i turystycznej, Wybrzeże Wyspiańskiego jak co roku napełni się maestrią łagodnych dźwięków. Oprócz wyjątkowej oprawy muzycznej na gości czeka jedyna w swoim rodzaju atmosfera, podsycana przez magię samego Wrocławia.
Co wyróżnia Przegląd z grona dziesiątek podobnych imprez? Przede wszystkim WPKS (podobnie, jak wakacyjna Kropka) pisze dopiero swoją tradycję. Pomimo tak młodego wieku gromadzi tłumy wiernych widzów, każdy uczestnik Przeglądu w jakimś sensie tworzy jego formułę i historię. Muzyka, poezja – to wszystko tak naprawdę pretekst do spotkania z ludźmi, do rozmów do świtu przy dźwiękach gitar, do wspólnego słuchania i wspólnej zadumy. W dodatku Wrocław, jako ojczyzna projektu "W górach jest wszystko co kocham", stanowi niepowtarzalne tło dla ambitnej kultury. Brak tu zadufania, kompleksów i wydumanych aspiracji. Być może mój opis jest mocno przesłodzony, ale mam nadzieję, że choć po części oddaje charakter miasta i samej imprezy.
Nie chcę rozpisywać się o programie VI WPKS, w końcu wszelkie potrzebne informacje znajdziecie na oficjalnej stronie www. Warto wspomnieć, że zagra Lubelska Federacja Bardów oraz Wolna Grupa Bukowina (w przeddzień 40. urodzin!).
Linki
sobota, 8 maja 2010
Relacja z XX. Jubileuszowego Festiwalu ŁYKEND 2010
Dzień 7 maja upłynął we Wrocławiu pod znakiem poezji śpiewanej, tym razem w ramach XX Jubileuszowego Ogólnopolskiego Festiwalu Piosenki Studenckiej ŁYKEND 2010. Pierwotnie miał się on odbyć miesiąc temu, jednakże został odwołany z uwagi na smoleńską katastrofę. Koncert przeniesiono z dobrze wszystkim znanej Wytwórni Filmów do sali koncertowej Polskiego Radia, co odbiło się całkiem korzystnie na walorach dźwiękowych. Lista wykonawców była imponująca, stąd też publiczności nie brakowało.
Pierwszy na scenę wyszedł zespół Małżeństwo z rozsądku, pod przywództwem charyzmatycznego Roberta Leonharda. Szczerze mówiąc ich występ nie przypadł mi do gustu – pomimo nienagannego muzycznego warsztatu całość wydała mi się mało charakterystyczna i trochę nudnawa. Nie zabrakło oczywiście piosenki "Już czas" (zanim zaczniecie się z niej śmiać wiedzcie, że tekst napisał sam mistrz Leśmian!), będącej swoistą wizytówką Małżeństwa. Jako druga wystąpiła grupa Nasza Basia Kochana, złożona m.in. z Jerzego Filara i Wacława Juszczyszyna. Zagrali oni koncert wspomnień, przypominający atmosferę panującą 35 lat temu na Giełdzie Piosenki Turystycznej w Szklarskiej Porębie. Publiczność szybko rozgrzała się słysząc "Sambę", a słowa "Na spacer pójdę z psem na smyczy" przyjęła prawie owacyjnie. Ostatni z zaprezentowanych utworów – "Kiedy inni muszą..." – stanowił hołd dla Wojtka Bellona, a zarazem zapowiedź następnego zespołu.
Wolnej Grupy Bukowiny. Pewnie złośliwi powiedzą, że tendencyjnie dzielę ten koncert na Bukowinę i resztę, ale według mnie to WGB wyznaczyła ramy i standardy w całym tym ciasnym światku piosenki studenckiej. Występ rozpoczął się tradycyjnie – "Majstrem Biedą". Dźwięk mocno niedomagał, co pokrzywdziło nieco Wojtka Jarocińskiego, ale w późniejszej części koncertu wszystko było już w porządku. Usłyszeliśmy pełen "harcerski" kanon, "Balladę o Cześku Piekarzu" a w ramach odpoczynku od muzycznych zabytków – "Słonecznik". Widzowie na pożegnanie "Sielanką o domu" zareagowali największymi oklaskami tego wieczoru.
Ostatnie zespoły to Bez Jacka i Słodki Całus od Buby. Ich wykonawcy występowali zarówno osobno, jak i razem – prezentując swój najnowszy wspólny projekt. Senność na oczach zaczęła już mocno przeszkadzać w odbiorze muzyki, i o ile Zbyszek Stefański zagrzał widownię do boju, o tyle Mariusz Kamper (ze SCoB) nieco ją uśpił. I nie, nie przyczepiam się tu do dziesięciominutowej wersji "Raz do roku", po prostu mollowe klimaty nie lubią się z późnymi porami dnia. Trochę zawiodłem się na akustyce, partie grane na flecie poprzecznym przez Horacego Chrząstkę były słabo słyszalne. Także Słodki Całus nie miał właściwego nagłośnienia i gubił początkowo w natłoku dźwięków gitarowe intra i solówki. Wspólne koncertowanie wypadło genialnie, właśnie tego "brakowało" bezjackowym utworom. Dołożenie perkusji, gitary elektrycznej i mandoliny tchnęło w te smutne klimaty zupełnie nową głębię.
Po zakończeniu głównej części festiwalowej przybieżeliśmy do klubu Łykend. Występowało tam Małżeństwo z rozsądku (jeszcze do dziś kołata mi się w głowie bisowany wielokrotnie "Już czas") oraz Słodki Całus od Buby (którego klubowy koncert wypadł według mnie o wiele lepiej od właściwego). Scena opustoszała, ludzie powoli zaczęli się wykruszać. Gdy usłyszeliśmy z głośników "Już piąta... może sen przyjdzie" zorientowaliśmy się, że zastało nas rano i pora uciekać :-).
piątek, 7 maja 2010
Ponidzie wiosenne, Ponidzie leniwe
Majowy weekend minął mi pod znakiem wyjazdu na Ponidzie, ojczyznę Wolnej Grupy Bukowiny. Dla geograficznie niezorientowanych – to taki skrawek ziemi pomiędzy Kielcami a Krakowem, rozciągnięty wokół Buska–Zdroju, Wiślicy i Pińczowa. Magiczne miejsce, w którym wiosna co roku wybucha feerią kolorów, połączenie mroków średniowiecza z przyrodniczymi osobliwościami. Tak właśnie wyobrażałbym sobie polskie Shire.
No, ale do rzeczy :-). Dziś we Wrocławiu koncertuje WGB, chciałbym więc rozpracować jedną z najbardziej znanych piosenek tej grupy – Nutę z Ponidzia. Być może uda się Wam dzięki temu łyknąć trochę bellonowskiego klimatu w zaciszu własnych domów...
Do posłuchania
Tekst i jedyne słuszne chwyty
Nuta z Ponidzia
(sł. i muz. Wojciech Bellon)
a F E a F E
Polami, polami, po miedzach, po miedzach1 a F G C7+
Po błocku skisłym2, w mgłę i wiatr d7 G C7+
Nie za szybko, kroki drobiąc h7 E7
Idzie wiosna3, idzie nam a G6 F7+ G
Idzie wiosna, idzie nam a G e E a F E (a F E)
Rozłożyła wiosna spódnicę zieloną
Przykryła błota bury błam4
Pachnie ziemia ciałem młodym
Póki wiosna, póki trwa
Póki wiosna, póki trwa
Rozpuściła wiosna warkocze kwieciste
Zbarwniały łąki niczym kram5
Będzie odpust pod Wiślicą6
Póki wiosna, póki trwa
Póki wiosna, póki trwa
Ponidzie wiosenne, Ponidzie leniwe
Prężysz się, jak do słońca kot
Rozciągnięte na tych polach h7 E7
Lichych lasach7, pstrych łozinach8 h7 E7
Skałkach słońcem rozognionych9 h7 E7
Nidą w łąkach roziskrzoną h7 E7
Na Ponidziu wiosna trwa
Na Ponidziu wiosna trwa
Na Ponidziu...
Przypisy
1. | Tradycje rolnicze na Ponidziu sięgają tysięcy lat, każdy skrawek ziemi jest tam zajęty pod uprawy. Niektóre rezerwaty stanowią wręcz wysepki pomiędzy zaoranymi pasami gleb. Szlaki turystyczne prowadzą najczęściej miedzami i wiejskimi drogami. |
2. | W tym roku miałem wątpliwą przyjemność zasmakowania turystyki w nadnidziańskim błocku :-). Ludzie osiedlali się w tych stronach nie bez powodu – chcieli wykorzystać szalenie żyzne gleby, czarnoziemy gęste i tłuste jak masło. W rezultacie idąc miedzą podczas deszczu można zapomnieć, że buty odzyskają kiedyś swój kolor. |
3. | Wiosna na Ponidziu to temat–rzeka. Tutejsza przyroda jest pod wieloma względami niezwykła, co potwierdza liczba rezerwatów florystycznych. Małe zadrzewienie powoduje, że niższe piętra roślinności mają sporo do powiedzenia. |
4. | Błam to podobno termin zaciągnięty z kaletnictwa, oznaczający zszyte ze sobą kawałki skóry. |
5. | Łąki na Ponidziu definitywnie mają czym barwnieć. Zazwyczaj pierwiosnki, miłki i mlecze przeplatają zieleń traw żółtymi kwiatami. |
6. | Wiślica to prastare miasto, dawna stolica plemienia Wiślan. To właśnie tu miał się odbyć chrzest pogańskiego księcia, na długo przed 966 rokiem. |
7. | Długa obecność człowieka nad Nidą spowodowała ogromne ubytki w zalesieniu, skupiska drzew są tu wręcz rarytasem ;-). |
8. | Łozina to gatunek wierzby. |
9. | Mowa tu o skałach zbudowanych z gipsu krystalicznego. Gips ten, widziany pod odpowiednim kątem, odbija promienie słońca, zupełnie jak metaliczna powierzchnia. Warto wspomnieć o tym, że Ponidzie jest mocno eksploatowanym gipsowym zagłębiem. Budując w Polsce dom pewnie nieświadomie umieszczacie w nim cząstkę krainy Bellona :). |
sobota, 10 kwietnia 2010
Bar na Stawach, czyli kawał historii Krakowa
Katastrofa w Smoleńsku spowodowała odwołanie łykendowych koncertów, wykorzystam więc wieczór, aby napisać nieco na blogu. Dzisiejszy odcinek będzie o pewnym szczególnym utworze Wolnej Grupy Bukowiny, mianowicie o "Barze na Stawach". Przedstawię go dla odmiany w formie wiersza z przypisami, tłumaczącymi meandry poszczególnych wersów. Przepełniona sarkazmem pieśń o przemijaniu to chyba dobry pomysł na dopełnienie tragicznej soboty.
Do posłuchania
Tekst
Bar na Stawach1
(sł. i muz. Wojciech Bellon)
Mistrzowi Harasymowiczowi2
Jeszcze się z nocy kołysze miasto F9/6 C9/5 G
Ósma piętnaście Na Stawach Bar
Bramy otwiera – wchodzimy tedy
Ja i Hnatowicz Jan3
Co tu zostało z wierszy Mistrza4
Klasa robotnicza, fasolka z bufetu
A smak poranny piwa
Łapczywie poznają poematy w beretach
Wszedł dzielnicowy krokiem szeryfa
Tępo spod dacha popatrzył
Nie mieści mu się w głowie służbowej
Że można wypić na czczo5
Co tu zostało z wierszy Mistrza
Kiedy wyjść trzeba na papierosa
A bufetowa grozi gliną
Gdy ktoś coś powie głośniej
Pod ścianą zaraz przy wejściu
Paląc sporty z rękawa
Siedli goście wprost z wierszy Mistrza
Bubu, Makino6 - wypisz wymaluj
Słuchaliśmy ich z Hnatowiczem
Jak żywy poemat Stawów
Poezją był brzęk ich kufli
Kosmiczny wymiar miały słowa
Lecz chłopakom od sąsiedniego stolika
Chyba z zawodówki pobliskiej
Nagle się dziwnie zachciało
Żeby te zgredy wyszli
Co tu zostało z wierszy Mistrza
Chłodem powiało od drzwi nie domkniętych
I wyszliśmy z Hnatowiczem
Gdzie indziej szukać poezji
Przypisy
1. | Tytułowy bar znajdował się w Krakowie, na Placu Na Stawach. Dziwaczna nazwa wzięła się od stawów hodowlanych, których zakon Norbertanek używał jako zaplecza swojej kuchni. Wodę z czasem zasypano, na jej miejscu powstał plac targowy. Wejście do Baru usytuowane było na rogu, u zbiegu placu z ul. Stachowicza. Działający od czasów przedwojennych lokal został zlikwidowany w 1991 roku, kiedy to ostatniemu właścicielowi cofnięto koncesję na alkohol. |
2. | Jerzy Harasymowicz był częstym bywalcem Baru na Stawach, wydał nawet zadedykowany mu poetycki tomik. Bellon, zafascynowany twórczością Harasymowicza, przedstawia Bar z nieco późniejszej perspektywy. |
3. | Hnatowicz to przyjaciel Bellona, polski kompozytor, aranżer, producent, gitarzysta, prywatnie mąż Anny Treter. Od 1974 r. współpracował z Wolną Grupą Bukowina, był jej członkiem do śmierci Wojtka. |
4. | Harasymowicz barwnie opisywał folklor krakowskich przedmieść, w tym i samego Baru. Przytoczę tu chociażby wiersze Bar na Stawach oraz Zburzenie baru. |
5. | Nie jestem pewien, ale opisywany utwór powstał prawdopodobnie w czasach, kiedy picie wódki na czczo było zabronione ;-). |
6. | Makino to tytuł poematu Harasymowicza, a zarazem ksywka Olka Łodzia-Kobylińskiego, bliskiego przyjaciela poety. Kobyliński jest nieodłączną częścią krakowskiej atmosfery, twórcą zespołu Andrusy. Bubu to akordeonista tego zespołu, który ponoć nawet opanował trudną sztukę gry na akordeonie przez sen. |
niedziela, 28 marca 2010
XX Jubileuszowy Ogólnopolski Festiwal Piosenki Studenckiej ŁYKEND 2010
W dniach 8-11 kwietnia 2010 odbędzie się we Wrocławiu XX Jubileuszowy Ogólnopolski Festiwal Piosenki Studenckiej ŁYKEND 2010, obejmujący również Wrocławski Salon Jacka Kaczmarskiego.
Zagrają m.in. Wolna Grupa Bukowina, Bez Jacka, Słodki Całus od Buby, EKT Gdynia, Robert Kasprzycki i Małżeństwo z Rozsądku. Koncerty będą się odbywać w Klubie Muzycznym Łykend (wstęp oczywiście za free :)) oraz w Wytwórni Filmów Fabularnych przy ul. Wystawowej 1 (bilety od 25 do 50 zł).
Więcej informacji znajdziecie na stronie festiwalu.
Wolna Grupa Bukowina na Facebooku
W trakcie moich niedawnych wycieczek po Internecie zasępił mnie fakt, że Wolna Grupa Bukowina jest w sieci trochę zaniedbana. Dom Bukowy na Pulsarze leży od dawna odłogiem, oficjalna strona jakoś nie zachwyca o MySpace nie wspominając. Tymczasem inne zespoły brną w tej kwestii do przodu, pozostawiając poczciwe WGB za sobą.
Z tego całego zasępienia postanowiłem zrobić użytek z doskonałego społecznościowego wynalazku, jakim jest Facebook. Założyłem stronę fanów Bukowiny, stworzyłem też aplikację z cytatami Wojtka Bellona. Obie inicjatywy odniosły spory sukces, i chciałbym Was do nich serdecznie zaprosić.
środa, 30 grudnia 2009
Bellon, YAPA i stare zdjęcie

Ostatnio w domowym archiwum mojego ojca odnalazła się gazetka z YAPA'76, a w niej niepublikowane dotąd zdjęcie 24-letniego Wojtka Bellona. Niestety kiepski druk sprzed 30 wiosen przełożył się na nie najlepszą jakość znaleziska, no ale zawsze to ciekawostka :-).
Mam nadzieję, że nie naruszam tu praw autorskich fotografa. Nie zostały one zastrzeżone przy zdjęciu, zgodnie z ustawą z 1994 roku stanowi ono prawdopodobnie własność publiczną.
sobota, 25 lipca 2009
Chleba takiego, jak ten od Cześka...
Chleba takiego jak ten od Cześka
Nie kupisz nigdzie, nawet w Warszawie,
Bo Czesiek Piekarz nie piekł, lecz tworzył
Bochny, jak z mąki słoneczne kołacze.
Kłaniali mu się ludzie, gdy wyjrzał
Przez okno w kitlu łyknąć powietrza.
A kromkę masłem smarując każdy mówił:
Nad chleby ten chleb od Cześka! (...)
Pomyślałem dziś, że napiszę o jednym z bardziej znanych utworów Wolnej Grupy Bukowiny, czyli o Balladzie o Cześku Piekarzu. Owa ballada należy do kanonu piosenki turystycznej, mało kto jednak zdaje sobie sprawę, że oparta jest o autentyczne zdarzenia. Motyw stanowi tu smutna historia, która miała miejsce 9 września 1971 r. , kiedy to Busko-Zdrój obiegła szokująca wiadomość – miejscowy piekarz, Czesław Król, targnął się na swoje życie wieszając się we własnym domu na wojskowym pasie. Jego bliski przyjaciel, świeżo upieczony maturzysta, Wojciech Bellon, żal po zgonie Króla przelał na papier, zapewniając piekarzowi nieśmiertelność, istne horacjańskie non omnis moriar.
(...) A o porankach chlebem pachnących,
Gdy pora idzie spać na piekarzy,
Zaczerwienione przymykał oczy Czesiek,
I siadał z dłutem przy stole.
Ciągle te same włosy i trochę
Za duży nos, w drewnie cierpliwym,
Pieściły ręce dziesiątki razy
W poranki świeżym chlebem pachnące. (...)
Kim był Czesław Król? Otóż jak się okazuje – niezwykle barwną osobowością i dobrze rokującym ludowym rzeźbiarzem. Jako syn przedwojennego sanacyjnego posła nie został przyjęty na Akademię Sztuk Plastycznych. Niejako z przymusu pozostał w Busku, obejmując rodzinną piekarnię. Całymi nocami wypiekał pieczywo, kładł się spać o świcie, popołudniami zaś oddawał się niezwykłej, rzeźbiarskiej pasji. Tworzył w drzewie lipowym płaskorzeźby, portrety i prace o tematyce sakralnej.
(...) Kurła tobi maty była, Kurła tobi maty była,
Krzyczał piekarz w żyłach krwią.
Kurła tobi maty była, Kurła tobi maty była,
Myśli moje niespokojne, myśli moje rozognione,
Idźcie, idźcie wszystkie stąd! (...)
Powyższe słowa (jak to ładnie ktoś określił, "spolszczony ukraiński dla dorosłych") są rzadko śpiewaną przez Wolną Grupę Bukowinę wstawką, pokazującą tragedię Króla, rozdartego między byciem rzemieślnikiem, a twórcą.
Do wyjaśnienia pozostaje tu jeszcze jedna rzecz – skąd w tej całej historii wziął się Wojciech Bellon? Otóż ponidziański bard zaprzyjaźnił się mocno z Cześkiem, dostrzegając jego magiczną, artystyczną duszę. Obaj nieraz od zmierzchu do świtu dyskutowali w piekarni, delektując się wonią świeżego, pachnącego chleba. Mimo zrozumienia przez przyjaciół, życie Cześka podążało najwyraźniej ku destrukcji. Powód jego dramatycznej decyzji o samobójstwie pozostanie zapewne tajemnicą.
(...) Nikt takich słów jak miasto miastem
Nie znał i – "źle się dzieje" – mówili.
Na obraz czerniał Czesiek razowca,
Kruszał podobnie bułce zleżałej.
Gdy go znaleźli na piasku z wojska,
Dłuto jak wbite w bochen miał w garści.
I nie wie nikt co Cześka wzięło,
Lecz śpiewa każdy jak miasto miastem.
Smutny koniec historii już znacie... Jeśli nie kojarzycie "Ballady" polecam posłuchanie jej na portalu wrzuta.pl.
sobota, 25 kwietnia 2009
Piosenka o pośle :-)
Ostatnio na Wikipedii w artykule o Wojtku Bellonie moją uwagę przykuł rękopis pierwszej podobno piosenki Wolnej Grupy Bukowiny o tytule Poślę dziewczynie. Tak więc skrobię kolejny bukowinowy post :-).
Ten całkiem fajny kawałek, ochrzczony przez członków Bukowiny "piosenką o pośle" to prezent urodzinowy dla Ewy Ptak – siostry Bogdana Ptaka, bliskiego przyjaciela Bellona. Na rękopisie znajduje się dopisek:
Nie gniewaj się, że tylko taki prezent dostałaś ode mnie na urodziny. Sądzę jednakże, iż jest to jedna z najcenniejszych rzeczy, jakimi aktualnie dysponuję, ze względu na moje zaangażowanie uczuciowe, włożone w stworzenie tego, prymitywnego i naiwnego zapewne, wiersza. Polub go, tak jak ja go lubię.
I ten dopisek zawiera, jak na moje oko, całą magię poezji Bellona, amen! Zapytałem autora skanu rękopisu o jego pochodzenie, dam znać jak mi odpowie. Poniżej wklejam tekst i jedynie słuszne akordy, z bukowinowego śpiewnika.
Poślę dziewczynie torbę pomarańcz: | F C G C
Niechaj ich wielkie kuliste głowy | G D C G
W jej drobnych dłoniach radośnie tańczą | F C G C
Taniec ogniście pomarańczowy. / x2 | F C G C
Poślę dziewczynie kwiaty niedrogie,
Co zapach ziemi płatkami kryją,
Rosnące cicho na kopcach mogił,
Takie nie swoje, jak ja - niczyje. / x2
Poślę dziewczynie na liściach buka
Promienie słońca i wiatru zapach.
Choć długo będę po górach szukał,
Naniosę wreszcie je na liście - mapy. / x2
Poślę dziewczynie ślad kół szeroki,
Co się nie kończy i nie zaczyna,
Odbity w kurzu spękanej drogi,
Po której schodzi z gór biała zima. / x2
Poślę dziewczynie miłość do szlaków,
Do gór, połonin, bacowych gadek.
Poślę jej czerwień ze wszystkich maków,
A później chyba już sam przyjadę. / x2
(A tak z zupełnie innej beczki: czy sądząc po okolicznościach napisania "Kołysanki dla Joanny" oraz po tekście powyższego wiersza tylko ja odnoszę wrażenie, że w minionej epoce dziewczyny najbardziej leciały na pomarańcze? :D)
niedziela, 19 kwietnia 2009
Śpij, moje myśli nad tobą czuwają!
I znowu na blogu zaległa cisza, a to wszystko wina świąt, bo zabrały znienacka czas na pisanie postów :-). Nieustannie planuję przetłumaczyć którąś z piosenek Plíhala, ale nie mogę wybrać nic specjalnie porywającego. I w tej całej twórczej niemocy wpadło mi do głowy naskrobać dwa zdania o rzeczy całkiem oczywistej, czyli "Kołysance dla Joanny", moim ulubionym kawałku WGB. Bukowiny ani samej Kołysanki przedstawiać chyba nie muszę, podaję tylko link do wersji oryginalnej.
Sama Kołysankę napisał Wojtek Bellon, dedykując ją swojej przyszłej żonie. Jak pisała Małgorzata Siwek, w reportażu dla krakowskiej "Wyborczej":
Swoją żonę, Joannę, Wojtek Bellon poznał w 1973 roku w Świnoujściu. On przyjechał na festiwal studencki FAMA, ona na wczasy. Kiedy się skończyły, waletowała w famowskich kwaterach. Później wyjeżdżali już razem: na koncerty, w góry. On się troszkę zalecał, ona "nie bardzo chciała być jego narzeczoną". Adorował ją jednak z takim wdziękiem, że nie mogła długo się opierać.
Kiedy była chora, opiekował się nią, trzymał za rękę. Raz przyszedł z gitarą. Dał jej pomarańczę i oświadczył, że ma prezent – piosenkę. Poczuła się niemal uleczona. Ta piosenka to "Kołysanka dla Joanny". Ta pierwsza. Drugą napisał już po ślubie.
Tekst piosenki jest bardzo osobisty, odróżnia się w tym sensie klimatem od innych bukowinowych kawałków. Charakteryzuje się poetyckością, ale też nie ma w nim mdłego romantyzmu:
Wolna Grupa Bukowina, Kołysanka dla Joanny
Intro: C C7+ C5 | D A e G
Zanim mi sen na oczy spłynie | C e | D A
Moje myśli szybują przez lufcik | d C G | e G
Żeby cię ujrzeć w ową chwilę
Gdy włosy czeszesz przed lustrem
A kiedy zaśniesz w ciepłej pościeli
Zmęczone długim przelotem
Jak ptaki głowy w skrzydła wtulają
Patrząc na sen twój spokojny | d C G C C7+ C5 C | e G
Niech ci się przyśnią pory roku | C e | A h G
Niech grają we śnie twoim i tańczą | d C G | D D4
Jesień prężąca liście do lotu | C G | A h G
Lato w upale słonecznym | C G | D D4
A jeśli zima, to w śniegu cała | C G | A h G
Wiosna w miłków wiosennych łąkach | C G | D D4
Śpij, moje myśli nad tobą czuwają | C F | A h G
Na parapecie za oknem | e G a | D A e G
A skąd tu dwa zestawy akordów? No właśnie, niespodzianka! Na szóstej płycie "W górach jest wszystko co kocham" pojawiła się bardzo dynamiczna wersja Kołysanki w interpretacji grupy Cisza Jak Ta, przy której noga aż sama zaczyna tupać:
To tyle na dziś, Joannom życzę miłego zasypiania :-).
UPDATE: a jako bonus macie moją wersję, tylko bez komentarzy proszę :-).